Szukaj na tym blogu

niedziela, 18 maja 2014

Owce wychodzą na Hale.

... znowu o tych owcach? Tak Owcach nie owocach? ...a w końcu to blog niby ogrodowo-ogrodniczy?
...Ale pozwolę sobie jeszcze jednego posta napisać o tym, bo mam do tych (ł)owiec słabość. Po prostu się cieszę, że owce mogą zasmakować życia i trawy na naszych beskidzkich halach. A przy okazji cieszyć moje oko - kiedy natrafiam na jakieś stado podczas górskich wycieczek, moje ucho - kiedy jeszcze w lesie, przed wyjściem na halę słychać ich blaszane dzwonki. Przede wszystkim zaś wtedy gdy mogę nacieszyć się smakiem świeżego owczego sera na jednej z naszych hal.

Owce znowu wychodzą na Hale.

W maju, w różnych miejscach Beskidów organizowane są w związku z tym tradycyjne uroczystości związane z wiosennym wyprowadzeniem owiec na hale. Jest to tzw. redyk lub inaczej mówiąc mieszanie owiec.

Jakieś dwa tygodnie temu braliśmy udział w uroczystym redyku w Koniakowie pod Ochodzitą.
Impreza organizowana była przez, wspomnianą już wcześniej przeze mnie, Fundację "Pasterstwo Transhumancyjne". Owszem bardzo przyjemne doświadczenie i fajnie, że coś takiego się organizuje, pielęgnując i promując tradycje góralskie, pasterskie. Natomiast jak dla mnie ci wszyscy tak licznie przybyli oglądający, gapie, turyści, fotografowie i inni... rozpraszają nieco i "psują" atmosferę. Mimo, iż uważam że jest to dość ciekawe i wszystkich serdecznie zapraszam, choćby na Redyk w Korbielowie (24 maja), nie da się tego porównać do spotkania stada owiec i Juhasa na górskiej hali w jakiś leniwy, letni dzień.

Redyk w Koniakowie 2014 / foto: ŁB

Redyk w Koniakowie 2014 / foto: ŁB 

Redyk w Koniakowie 2014 / foto: ŁB

Redyk w Koniakowie 2014 / foto: ŁB

Najbardziej poruszyło mnie natomiast zakończenie tegorocznego Redyku w Koniakowie. Dlaczego? Bo było tak:  Podczas obrzędów, mszy świętej, koncertów i innych imprez towarzyszących pogoda była super, świeciło słońce - widzowie/gapie licznie się zebrali by móc towarzyszyć pasterzom, uczestniczyć w wydarzeniu. W chwili gdy grupa baców zakończyła część uroczystą i wraz ze stadem kilkuset owiec skierowała się w góry, przyszła ogromna burza, która jednym celnym gromem trafiając gdzieś w trakcję przesyłową dosłownie "wyłączyła" z prądu Koniaków i okoliczne wsie. Z nieba runął gęsty deszcz i wszyscy w popłochu uciekli do swoich samochodów i domów... Jedynie pasterze, tradycyjnie ubrani  (nie wodoodpornie) zdający się zupełnie nie zwracać uwagi na to co się dzieje - na błyskawice, gromy i naprawdę silny wiatr i deszcz, jak gdyby nigdy nic dumnie i spokojnym krokiem, poprowadzili owce wysoko na hale.
Czyż nie było to piękne, symboliczne zakończenie?

Piotr Kohut prowadzi owce na Ochodzitą/  foto: Michał Kuźma, Józef Michałek (www.transhumance.pl)


Na koniec przytoczę jeszcze parę słów (cytując tekst na portalu GOK Jeleśnia promujący Redyk w Korbielowie) jak wyglądają obrzędy związane z uroczystym wiosennym miyszanim łowiec:


Redyk to uroczysty zwyczaj mieszania i wyprowadzania owiec na halę sięgający czasów bardzo odległych. Ojciec będąc bacą przekazywał tę umiejętność synom, a ci z kolei swoim dzieciom i tak tradycja ta przechodziła z pokolenia na pokolenie. Redyk w Korbielowie rozpoczna się uroczystą, polową Mszą Świętą. Owce na hale wprowadza barwny korowód składający się z konnego wozu, ciągniętego przez odświętnie przystrojone konie. Na wozie przywożone są zdziorty (naczynia) potrzebne w bacówce. Przygrywa kapela ludowa i śpiew kobiet z Koła Gospodyń Wiejskich z Gminy Jeleśnia. Gospodynie przekazują bacy sprzęty potrzebne przy wyrabianiu serów, drewniane puciery, gielety, skopce i zdziorty. Baca przyprowadza owce na polanę. Pomagają mu juhasi, po bokach holajniki i psy pasterskie. Cały obrzęd mieszania owiec rozpoczyna baca rozpalając ognisko, które nie może zgasnąć aż do św. Jana. Ogień ten jak mówią tradycje odstrasza złe moce, siły nieczyste i działa przeciwko czarom. Baca wycina z pobliskiego lasu jodełkę, zaostrzy ją, wbija na środku polany. Obok jodełki wbija nóż, symbol zdrowia i w ten sposób miejsce to stanie się areną Redyku i środkiem okręgu, po którym owce trzy razy zostaną przepędzone. Następnie wraz z juhasami klęcząc w środku stada owiec odmawia modlitwę i zaklęcie bacowskie. Owce na hali zostaną dokładnie przeliczone i wpędzone do kosora (ogrodzenie dla owiec). Baca skropia je święconą wodą, okadza dymem palonej miry. Dym z kadzidła daje owcom jednolity zapach by trzymały się razem, natomiast pokropienie wodą święconą ma uchronić owce przed nieszczęściem. Każda z tych czynności wykonywana jest trzykrotnie ponieważ liczba 3 jest liczbą magiczną. Owce zamknięte w kosorze zostają następnie wydojone do drewnianych naczyń zwanych gieletkami, które wypełnione po brzegi poniosą w myśl tradycji baca z juhasami do bacówki trzykrotnie odpoczywając.

1 komentarz:

  1. Piękny zwyczaj! no owce są wręcz nieodzowne - od lat namawiam prawie wszystkich klientów na małe stadko, niestety wszyscy wolą wypasione... kosiarki.

    OdpowiedzUsuń